Po całonocnej podróży ,wychodzimy z autobusu gdzieś na podziemnym dworcu już w stolicy Hiszpanii. Wszyscy są zmęczeni i niewyspani , w szczególności Burak (co widać na zdjęciu: )
Jedziemy na lotnisko zostawić tam bagaże i musimy zapłacić za wyjście z metra( co za głupie przepisy) . Pan w przechowalni mówi do nas coś po Hiszpańsku a my oczywiście wszystko rozumiemy ...Później jedziemy na miasto , bo wylot mamy dopiero o 20.00 .
Pierwsze miejsce , które odwiedzamy to Mc Donalds.....Nie mamy prawie kasy a musimy coś zjeść. Każdy bierze po dwa hamburgery i obkłada je szynką , która została nam z wczorajszego śniadania. Chyba przez rok nikt z nas nie dotknie jedzenia z Mc’a. Po „śniadaniu” idziemy się przejść najsłynniejszą podobno w Madrycie ulicą Grand Via. Nie robi na nas specjalnego wrażenia, chyba przez zmęczenie. Później udajemy się na Plaza de España
I Plaza Mayor . Tam odpoczywamy i ruszamy do Campo del Moro .
Postanawiamy przespać się tam 3 godziny i pojechać na lotnisko. Leżymy w cieniu i odpoczywamy po nocnej jeździe. Madryt jest pewnie interesującym miastem ale my nie mamy już siły tego zobaczyć. Na obiad każdy je suchą bagietkę , bo tylko na to mamy jeszcze pieniądze. Wracamy metrem na Bajaras i czekamy na samolot. Dla większości jest to pierwszy lot. Ja zdycham w samolocie , reszta dobrze znosi podróż . Około 23.00 lądujemy w Berlinie na Schonefeldzie , skąd odbiera nas tata Agaty. Wracamy do Zielonej Góry .
Następna wyprawa dopiero po maturze...
Galeria